Nagrodzony Oscarem scenarzysta opuszcza Hollywood, by uczyć scenopisarstwa na Wschodnim Wybrzeżu. Wkrótce mężczyzna zakochuje się w samotnej matce.
Popatrzmy na tytuł. Polski: „Scenariusz na miłość” (bo
przecież filmy z „miłością” lepiej się sprzedają?) czy angielski ‘The Rewrite’?
Popatrzmy dokładniej. Według słownika merriam-webster słówko ‘rewrite’ znaczy: ‘to write (something) again especially in a different way in order to
improve it or to include new information’ (napisać >coś< od nowa,
inaczej, albo dobrać do tego nowe informacje). Nie będę już mówiła, że to w
ogóle nie ma sensu. Nie będę mówiła, że to jest pomyłka (choć sądzę, że jest).
Ja wiem, że hajs się musi zgadzać, że
tytuł musi przyciągać… właśnie, przyciągać,
a nie zniechęcać. „Scenariusz na miłość” przynosi na myśl kolejną łzawą,
ociekającą lukrem komedię, która ma taką samą strukturę jak milion poprzednich
i z pewnością – milion następnych. A z czym mamy do czynienia oglądając ‘The
Rewrite’?
Hugh Grant wciela się w rolę Keitha Michaels’a, nagrodzonego
Oscarem scenarzysty, którego kariera, cóż, przestała się kleić. Kiedyś
szczęśliwy scenarzysta, mąż i ojciec. Teraz scenarzysta bez pracy (nowe
propozycje nie napływają), rozwodnik, niemający kontaktu z synem od czasu,
kiedy była żona ponownie wyszła za mąż. Kiedy okazuje się, że rachunki same się
nie zapłacą, a siedzenie po ciemku raczej do najprzyjemniejszych nie należy,
Keith opuszcza Hollywood, by uczyć scenopisarstwa na Wschodnim Wybrzeżu.
Czy główny bohater znajdzie w końcu swoje miejsce na ziemi?
Czy okaże się, że Wschodnie Wybrzeże jest dla niego lepsze od Hollywood? Czy
warto poświęcać wielką karierę na cześć bycia w kończ szczęśliwym? Czy Keith
odnajdzie w sobie tyle odwagi, by odciąć się od światka mediów, które jednego
dnia robią z ciebie gwiazdę, następnego zaś wyrzucają na bruk? Kiedy okazuje
się, że to nie on poproszony jest o napisanie sequelu jego filmu, Keith nie ma
nic do stracenia.
Mówię od razu: to nie jest komedia romantyczna. Podpisuję
się pod tym stwierdzeniem nogami i rękami i czym tylko się da. To bardzo fajny,
obyczajowy film o odnajdywaniu swojego miejsca na ziemi. O znalezieniu tych
osób, które nas uszczęśliwiają, i w których towarzystwie życie wcale nie jest
nudne. O pielęgnowaniu swoich pasji nawet wtedy, kiedy ma się przez to problemy
(osoby piszące nigdy nie miały łatwo). O tym, że kiedy się do czegoś
przyłożymy, naprawdę mamy szansę odnieść duży sukces. I w końcu o tym, że to
rodzina jest najważniejsza w naszym życiu. I te osoby, które właśnie wnoszą do
tego czasem marnego życia radość.
Do kina wybrałam się tylko dlatego, że lubię Hugh Granta,
który zapunktował u mnie nie tylko ‘Notting
Hill’ ale i ‘Music and lyrics’ („Prosto
w serce”). Patrząc na tytuł spodziewałam się jakiejś przesłodzonej komedyjki,
która wyjdzie mi bokiem po dwudziestu minutach i w zasadzie będę chciała z niej
wyjść, ale koniec końców będzie mi żal kasy wydanej na bilet. I na nachosy. No
ale myślałam sobie „Hugh, Hugh, no musisz iść!”. No to poszłam. Nie żałuję. Nie
jest to może nic górnolotnego (jakby to niby przestępstwem było oglądanie
komedii), ale w sam raz na zimowe, ciepłe wieczory z kubkiem herbaty czy
kubełkiem popcornu. Śmieszne riposty, dobrze dobrani aktorzy do poszczególnych
ról. Czego chcieć więcej? Wpuśćmy do naszych żyć odrobinę radości, dajmy się
rozleniwić komediom… I przede wszystkim, zgodnie z tonem filmu, dbajmy o swoje
pasje;)
*Zdjęcie pochodzi z imdb.com
*Zdjęcie pochodzi z imdb.com



Czemu nie? Lubię takie lekkie filmy, z chęcią obejrzę.
OdpowiedzUsuńpolecam z całego serducha :)
UsuńPrzyznam, że wolałabym jednak, aby to była komedia romantyczna, bo bardzo ten gatunek lubię. Mimo to i tak chce zobaczyć ten film, bo cenię grę aktorską Hugha Granta.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też lubię, ale niektóre zbyt lukrem ociekają, a ta jest taka w sam raz :)
UsuńRównież lubię Hugh Granta i na film mam ochotę, ale niestety ostatnio brak czasu na takie przyjemności :(
OdpowiedzUsuńoj warto znaleźć dwie godzinki, i sobie obejrzeć, odstresujesz się, zrelaksujesz :)
UsuńNa pewno obejrzę. Chociażby ze względu na Hugh Granta:)
OdpowiedzUsuńKarlina W.
widzę ze nie tylko ja jestem jego fanką :-)
UsuńA propos tytułów, to wczoraj miał premierę film "Love, Rosie". Tytuł książki, którą zekranizowano → Cecelia Ahern "Na końcu tęczy" (ang. "When rainbows end"). (y)
OdpowiedzUsuńHugh Granta kocham w "Love Actually". Tylko nie mów, że nie znasz, bo to klasyka filmów bożonarodzeniowych :D "The Rewrite" obejrzę i będzie dla mnie funkcjonował pod angielskim tytułem, bo polskie naprawdę często wołają o pomstę do nieba...
O! Nie słyszałam jeszcze o tym filmie...
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym filmie, ale bardzo chętnie obejrzę :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSkusiłaś mnie. Lubię komedie, więc myślę że i ten film mógłby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuń