Moje problemy z Niksami
polegały na tym, że a) jest to wielka i
gruba książka, której nie chce się człowiekowi ze sobą nosić, więc czyta się ją
w domu, wieczorem, w łóżku, b) mam
abonament na netflixie, co oznacza że najczęściej wieczorem w łóżku siedzę z
łbem w ekranie a nie w książce i c) do pewnego momentu Niksy mnie nudziły, nie wciągały, wobec czego i czytanie odkładałam
na dalszy plan. W pewnym momencie jednak coś mnie zaskoczyło, książkę
dokończyłam i z niemałym opóźnieniem lecę Wam coś o niej napisać, żeby w końcu
to z siebie wyrzucić.
Bardzo chciałam Niksy przeczytać,
bo (abstrahując już od tej parszywej okładki, którą uwielbiam) wszyscy ją
chwalili. Dodawali zdjęcia na Instagram i pisali, że to najlepsza książka roku,
że każdy ją powinien przeczytać. No to oczywiście spodziewałam się jakichś nie
wiem, salw, konfetti, jakiegoś oszałamiającego wrażenia w trakcie i po jej
przeczytaniu. Tyle, że do pewnego momentu czytając ją, męczyłam ją
niemiłosiernie (zastanawiam się, co sprawiło, że jej nie odłożyłam w trakcie –
chyba ciekawość) i dopiero gdzieś od połowy poczułam olśnienie. Pozwalające w
szybszym tempie dokończenie jej. Więc nadal nie rozumiem fenomenu. Niemniej na
swój własny, dziwny i nadal dla mnie niezrozumiały sposób urzekła mnie ta
książka, dlatego trudno mi o niej cokolwiek napisać.
Samuel, główny bohater, jest wykładowcą i trochę
niespełnionym pisarzem. To jest, napisał jedną książkę, podpisał kontrakt na
drugą ale jakoś pisanie mu szło średnio (pewnie dlatego, że większość swojego
wolnego czasu spędzał w wirtualnej Elflandii).
Nagle nadarza się okazja, pojawia się idealny temat na kolejną książkę a to
oznacza powrót do przeszłości. Tak to się właśnie zaczyna. Samuel konfrontuje
się z przeszłością, do której się przyzwyczaił, której nie rozumiał wówczas,
gdy był dzieckiem, która odkrywa przed nim karty, kiedy na jaw wychodzą jakieś
niesnacki, rodzinne kłótnie, miłosne zawirowania, no po prostu – człowiek cofa
się o kilka lat i to wszystko jakoś wraca. Bardziej, żywiej i mocniej. Bohater
musi to jakoś sobie poukładać w głowie. A my razem z nim – bo to my słuchamy
opowieści o jego mamie, jej przeszłości, jej dorastaniu, widzimy jak decyzje
mają wpływ jedna na drugą, jak wszystko z siebie wynika…
Pwnage zawsze bowiem chciał być pasjonatem czytania i uważał, że pomysł zwinięcia się w kłębek na kanapie z książką i herbatą na całe popołudnie to naprawdę znakomity sposób zaprezentowania się w internecie.
Nie bez pardonu jest też tytuł. Niks to w końcu ktoś, kogo kochałeś ale przy sobie nie zatrzymałeś.
To nieosiągalne marzenie bądź rzecz, której po prostu nie możesz posiadać. Z
tym zmaga się w powieści Samuel – z ludźmi, którzy go opuścili, rzeczami,
których nie może (albo nie chce) osiągnąć, i ze światem, który go nie rozumie.
Samuel otwiera kolejne karty przeszłości, cofa się do wydarzeń z młodości jego
matki, próbuje zarobić na tym pieniądze (skoro już nie rosną na drzewach), a
przy tym wszystkim jest jakoś tak niewiarygodny, że nie wiem. Nie polubiłam go
totalnie.
Bo czyż jednym z powodów popychających nas ku wielkości nie jest także potrzeba triumfalnej odpowiedzi tym wszystkim, którzy zranili nas najgłębiej?
Przyznać w tym miejscu muszę, że książka – jako całość –
robi wrażenie. Opowiadana historia jest dość złożona, a jeśli weźmie się pod
uwagę zakończenie, powód, przez który życia wszystkich bohaterów potoczyły się
tak a nie inaczej ma się wrażenie, że potencjał – całości – został naprawdę…
spłycony. W sensie, skoro już to czytałam tyle czasu, skoro znalazłam trochę
inspirujących myśli (zanotowałam) to spodziewałam się jakiegoś wielkiego WOW
pod koniec. Tymczasem jeśli rzeczywiście powód jest taki, jaki jest, no to…
SERIO? Wielka książka, książka roku, najlepsze co możesz przeczytać? Jestem
ogromniaście zawiedziona. Nie twierdzę przy tym, chciałam zaznaczyć, że Niksy to zła książka, bo to byłoby
kłamstwo. Złożoność bohaterów, wyjątkowa historia, jedna i druga, życiowe
zawiłości, problemy, które może mieć każdy z nas… Ale wciąż. Jakoś mi mało.
Czegoś mi brakuje. Jeśli nie czytaliście jeszcze tej książki i jesteście jej ciekawi
– tylko wersja na czytnik. A później dajcie znać, co myślicie 😉


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz