Dobrze, że ten rok się już kończy. Nie był on dla mnie zbyt
dobry, posypało mi się trochę rzeczy, trochę rozeszło się po kościach i ostateczny
bilans nie wychodzi raczej na plus. Cieszę się, że udało mi się obronić,
napisać pracę, zdać ostatnie sesje i zostawić to daleko za sobą. Przez to, że trochę
posypało mi się zdrowie, że pisałam pracę, moje osiągnięcia książkowe nie są
jakieś szalone. Nie udało mi się przeczytać założonych w styczniu sześćdziesięciu
książek, sądzę jednak, że około pięćdziesięciu – to i tak bardzo dobry wynik 😊
Na pewno obejrzałam więcej filmów, niż w zeszłym roku, bo
około szesnastu. Seriali wolę nie liczyć, bo rzeczywiście okaże się, że jestem
jednym wielkim nolifem, a Netflix w końcu powinien mi zacząć płacić za promocję
😉
NAJLEPSZA KSIĄŻKA
W zasadzie dopiero dzisiaj zaczęłam się nad tym zastanawiać,
przeglądając swoje konto na Goodreads oraz profil na Instagramie. W tym roku
przeczytałam dużo fajnych powieści, które wywarły na mnie mniejsze czy większe
wrażenie, jednak puchar tej najlepszej książki idzie do…
2018 stoi dobrymi reportażami. Nie tylko poświęconym
morderstwom, choć i tych było u mnie dużo w ostatnim czasie. Chociaż zawsze
wydawałam się być wierna Wielkiej Brytanii, tak czytając o Nowym Jorku, jego
powstaniu, najzwyczajniej przepadłam. Opasłe tomisko (dziękuję, że istniejesz,
Kindelku) zapewniło mi kilka mile spędzonych chwil. Kolejne miejsca na podium
zajmują kolejno dwie książki Marcina Wichy, które Wam polecam i zapraszam do
przeczytania jednej recenzji oraz drugiej.
NAJLEPSZY FILM
Jaki to był trudny wybór! Obejrzałam w tym roku dużo filmów
Oscarowych, z których każdy, naprawdę, sprawił, że nie mogłam oderwać wzroku od
ekranu. W ogóle starałam się nadążać za nowościami, chodzić do kina jak często
mogłam. Dlatego nie wybiorę tego jednego jedynego, bo jest to niemożliwe. Na pierwszym miejscu stawiam „Trzy
Billboardy za Ebbig, Missouri”. Drugie
miejsce trafia do „A star is born”, który totalnie rozłożyl mnie na
łopatki i do tej pory, gdy odpalę sobie playlistę na Spotify, łzy same pchają
się do oczu. Trójeczka? „Call me by your name” no naprawdę, do tej pory
czuję ten klimat. A ostatnia scena wciąż plącze mi się gdzieś po głowie.
NAJLEPSZY SERIAL
Chyba nie powinnam mówić na głos, ile seriali obejrzałam😉 Powiem tylko, że był to bardzo płodny w
seriale rok i cieszę się bardzo, że mogłam to wszystko obejrzeć. Najlepszy
serial roku, to znaczy taki, który mógł mieć swoją premierę wcześniej, ale ja
dopiero go obejrzałam to… dobra, tutaj jest remis. Zakochałam się w „Grace&Frankie”
oraz w „Young Sheldon”. Pierwszy opowiada o dwóch starszych małżeństwach,
których życie cóż zmienia się o 180 stopni. Panowie mężowie przez wiele lat
skrywali wiele tajemnic, które w końcu wychodzą na jaw i psują wszystko. Z
kolei „Young Sheldon”, jak łatwo pokazuje tytuł, daje nam szansę poznać młodego
Sheldona Coopera, który to młodzieniec zawojował moim sercem 😊 Nie jest tak bardzo nieznośny, można go
lubić i cóż, wyjaśnia się dlaczego jest taki trochę spaczony w „The Big Bang Theory”.
Na 2019 niczego nie planuję. Będzie, co ma być. W styczniu
nowy sezon „Grace&Frankie”, premiera nowego „Króla Lwa”, chyba czas uzbroić
się w cierpliwość. Samych dobrych książek, seriali, filmów i przede wszystkim dobrego
towarzystwa – tego nam wszystkim życzę.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz