Oznaki
końca sesji widać na kilometr.
Skończyłam w końcu „Morderstwo to nic trudnego” Agaty Christie i przeczytałam „Tajemnicę Siedmiu Zegarów” tej
samej autorki. Obie książki patrzyły się na mnie złowrogo od dobrych dwóch
tygodni, ale po kilkugodzinnym gapieniu się w notatki, czytać szczerze
powiedziawszy mi się nie chciało. Ale
jestem, dotrwałam do tego momentu, o którym marzyłam od początku semestru… I
cóż, książki zgrane na czytniku czekają, więc można w końcu oddać się słodkiemu
lenistwu ;)
Tymczasem.
„Morderstwo to nic trudnego”
Luke Fitzwilliam wybiera się do Londynu. W pociągu ma
(nie)przyjemność poznać starszą panią, która z racji, iż lubi sobie
poplotkować, wdaje się z nim w rozmowę.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, a sam bohater z pewnością kilka dni później
zapomniałby o całej sytuacji, gdyby nie pewien szczegół. Starsza pani oznajmiła
mu, iż wybiera się do Scotland Yard by złożyć doniesienie o zamierzonym
morderstwie. Chwilę później rozstają się, a młody mężczyzna zyskuję szansę na
to, by o wszystkim zapomnieć. Nie na długo. Jakiś czas później Luke dowiaduje
się o śmierci kobiety, a zaraz potem o śmierci osoby, którą staruszka wymieniła
jako następną ofiarę przebiegłego mordercy.
Luke nie może usiedzieć na miejscu. Zastanawia się, jak to
możliwe, że staruszka wiedziała, kto umrze następny. A może właśnie dlatego
zginęła, że rozgryzła, kim jest zabójca? Nic to. Nasz bohater jest przecież
dociekliwy, więc z pewnością coś wymyśli. Na efekty długo czekać nie trzeba.
Gdy pojawia się na miejscu, robi ‘wywiad’, spisuje na kartce potencjalnych
zabójców, a następnie każdego dokładnie prześwietla.
W czasie śledztwa, jakie na własną kieszeń prowadzi Luke, na
jaw wychodzi wiele ciekawych faktów. Powiązania między bohaterami w książkach
Agaty Christie jednakowo mnie zaskakują – wszystko, dosłownie wszystko
dopracowane jest do ostatniej kropki. Wszystko się ze sobą łączy, wszystko z
siebie wynika. Autorka od pierwszej do ostatniej strony (a jest ich zaledwie
dwieście trzydzieści) sprawia, że bawię się w detektywa. Jak zwykle błądzę po
omacku i jak zwykle biję gromkie brawa dla pani Christie ciesząc się, że wciąż
przede mną tak wiele książek jej autorstwa do przeczytania.
Rozwiązanie zagadki oczywiście mnie zdziwiło, zabijał (bo w
międzyczasie okazało się, że nie o jedno zabójstwo chodzi) ktoś, kogo bym
zupełnie o to nie podejrzewała, a jeszcze w „międzyczasie” wybuchł gorący
romans. Czy mogę chcieć czegoś więcej? ;)
„Tajemnice Siedmiu Zegarów”
Elegancki Jimmy Thesiger wraz ze swoją śliczną przyjaciółką postanawiają rozwikłać ponurą tajemnicę siedmiu zegarów tykających złowieszczo w pokoju samobójcy i ostatnich słów umierającego przyjaciela.
Trop wiedzie do jednego z klubów w Soho, gdzie siedmiu zamaskowanych konspiratorów spotyka się z nocami, by planować następne morderstwa...
Jak zwykle zaczyna się zupełnie niewinnie. Jimmy Thesiger
spóźnia się na śniadanie („W końcu kto słyszał, żeby podawać śniadanie
punktualnie o dziewiątej trzydzieści? I to mają być wywczasy w uroczej
wiejskiej rezydencji?” str. 5). Śpioch?
Niewychowany jakiś? Niee! Są gorsi od niego. Taki Wade na przykład śpi do
jedenastej trzydzieści, i to od niego wszystko się zaczyna. Kolejny dzień,
kiedy zaspał. Służba zdążyła posprzątać po śniadaniu, towarzystwo zdążyło
zacząć „zbijać” bąki nad jeziorem, a ten nadal śpi. Znajomi, jak to na dobrych
znajomych przystało (nawet w tamtych czasach) chcieli wymyślić mu porządną
pobudkę. Stwierdzili jednak zgodnie, że kubeł zimnej wody byłby ciosem poniżej
pasa – wymyślą coś lepszego. W tym celu jadą i kupują osiem zegarów, które
nastawiają co jakiś czas po sobie, by następnego dnia Wade wstał bez problemu.
Nadchodzi następny ranek, raban budzików budzi połowę hotelu, lecz nie Wade’a.
Co się dzieje?
Zaczyna się zabawa. Gonienie za przestępcą, za zagadką
siedmiu zegarów i za ostatnimi słowami umierającego. Co to wszystko ma ze sobą
wspólnego? Jimmy i jego śliczna przyjaciółka starają się rozwikłać zagadkę, ale
jeżeli chcecie dowiedzieć się, co się stało, musicie sięgnąć i po tą powieść
pani Christie, bo na pewno Wam się spodoba. Bohaterowie – idealni. Cała fabuła
idealnie sklejona w jedno, wątki bohaterów, wszystko jest idealnie na swoim
miejscu.
Agata Christie powiedziała kiedyś, że najbardziej nie lubi
zmywać naczyń, dosyć to prozaiczne i nudne zajęcie, podczas którego wymyśliła
większość swoich książek. Skoro mycie garów budziło w niej takie pokazy weny,
może i ja powinnam zacząć wyręczać zmywarkę?
Obie książki serdecznie polecam, jeżeli nie mieliście
jeszcze z nimi styczności ;))



Uwielbiam Christie i mam plan przeczytać więcej jej książek w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się taki plan podoba! :)
UsuńJakoś nie mogę się przekonać do książek Christie...
OdpowiedzUsuńDlaczego? :)
UsuńWciąż sobie powtarzam, że poznam kryminały autorki i wciąż ze wstydem uświadamiam sobie, że nie mogę się jakoś zmotywować :)
OdpowiedzUsuń*daje motywacyjnego kopa*! :)
UsuńPrzekonałam tylko 2 czy 3 książki Christie, w te wakacje zamierzam sięgnąć po jeszcze kilka. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! I czekam na wrażenia :)
UsuńChristie <3
OdpowiedzUsuńMam u siebie "Tajemnicę...", ale "Morderstwo..." jest wciąż przede mną!
Autorkę uwielbiam, ale tych konkretnych książek jeszcze nie czytałam ;-)
OdpowiedzUsuń