Pełna buntu młodzież, której wydaje się, że jest w stanie porwać miliony, zmienić to, czego
zmienić się nie da, a przede wszystkim pokazać że im się ten stan rzeczy nie
podoba. Wszystko ładnie wygląda w teorii, bo tu można sobie do woli ponarzekać,
pokrzyczeć i pozmyślać, jaki to świat jest zły, niedobry i – przepraszam za
słownictwo – po prostu pierdolnięty. Można pogadać sobie o tym ze znajomymi, w
zaufanym towarzystwie. Zabawa jednak kończy się, gdy w to wszystko zostają
wplątani inni ludzie…
Tytułowe Radio
Armageddon to zespół muzyczny założony przez czwórkę znajomych. Ci młodzi
ludzie chcieli zmienić świat. Chcieli podjąć walkę z rzeczywistością, chcieli
pokazać swoją odmienność. Nie zgadzali się z tym, jak wygląda świat, na jakich
zasadach się opiera, i co nim rządzi. Wydawało im się, że porwą tłumy, że te
tłumy tak samo jak oni się zbuntują, i że wszystko będzie tak, jak to sobie
wyobrazili.
Plan ten, stety niestety brzmiał ładnie tylko w teorii, bo
już od początku coś się nie układało. Kluczowym momentem okazało się niewiadome
zaginięcie lidera zespołu Cypriana, bo wtedy zaczęło się sypać wszystko po
kolei. Okazuje się bowiem, że świat nie był na nich gotów. Świat nie był gotów
na przyjęcie bandy – przyznajmy – dzieciaków, które chciały coś zmienić. Jest
tylko biały i czarny, nie ma nic pomiędzy. Światem rządzi pieniądz, władza,
znajomości a nie to, że w bohaterskim geście chcesz pokazać, jak to możesz
wspaniale zmienić świat i nastawienie ludzi.
Wszyscy strasznie spinamy się, aby być jacyś. Codziennie rysujemy siebie, dolepiamy do siebie klejem kolejne kartki, zdjęcia, wrysowujemy się w ramki, aby poczuć, że jesteśmy czymś więcej niż imieniem i nazwiskiem.
Świat powoli nami steruje. Czy to politycy, którym wydaje
się, że wszystko co robią, to robią dla „naszego dobra” a nie dla powiększenia
własnego portfela, czy może media, które
wypuszczają coraz to głupszą muzykę, promują jednakowych ludzi, tworzą model idealnego człowieka, kobiety,
wszystkiego. Idealne życie, które
każdy by chciał wieść. Znaleźc się na miejscu znanego piłkarza, któremu za
kilkadziesiąt minut spędzonych na boisku zapłacą tyle, ile ktoś nie zarobi
przez całe swoje życie.
Radio Armageddon chciało
z tym skończyć. Młodzi ludzie chcieli zrobić rewolucję, być jej przyczyną,
doprowadzić do niej. Świat nie jest na to gotów. Nie jest gotów by pokazać, że
zgadza się na to, by każdy wiódł takie życie, na jakie ma ochotę. Wszyscy muszą
być jednakowi, wszyscy muszą poruszać się według tych samych schematów.
I o tym jest książka. O wyobrażeniach, które w końcu
spotykają się z rzeczywistością. O tym, że tak trudno być głosem ludu, o tym,
że wystarczy jeden mały gest by poruszyć ludzi, niestety w złą stronę.
Żulczyk jak zwykle mnie sobą zauroczył, jak zwykle wprawił w
osłupienie i stan niedowierzania, że jak
to tak, ale chyba dlatego go ubóstwiam. Bo to wszystko, ta cała książka,
choć oczywiście trochę podkoloryzowana dla lepszego efektu, ma odniesienie w
życiach nas samych. Niestety. W prostych słowach autor zawarł wszystko co najważniejsze, dlatego.... polecam :)
A dzisiaj w moje łapki wpadło Millennium, i nie mogę się doczekać momentu, jak zacznę czytać. Pozdrawiam!


Byłam na spektaklu na podstwie książki i również na słuchowisku radiowym na żywo, w teatrze i uwielbiam tą historię. Zaopatrzyłam się w książkę pod koniec minionego roku i czeka w kolejce ;) Ale zachęciłąś do szybszego sięgnięcia po Radio Armageddon!
OdpowiedzUsuńBył spektakl na podstawie książki?! :)
UsuńDo przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńDopisuję do listy książek do przeczytania. Zainteresowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuń