Kiedy tak patrzę na leżącą obok mnie książkę, trochę chce mi
się śmiać. Ja i kuchnia? Przecież na
kilometr widać, że to jakaś pomyłka. Co prawda nie jest ze mnie jakieś
kompletne beztalencie, bo jeśli mi się chce to coś tam zrobię (w końcu jak głód
przypiera…), ale żeby od razu sięgać po książkę… kulinarną?
„Jak wygląda prawdziwe życie za kuchennymi drzwiami? Co ukrywają przed nami restauratorzy? Do tej pory wiedziała o tym jedynie garstka wtajemniczonych, ale już czas, by odkryła to cała Polska.”
Żyjemy w czasach, kiedy wyjście do restauracji powoli staje się
czymś normalnym. Jeśli masz ochotę zjeść na mieście, ubierasz się i wychodzisz,
by spędzić czas ze znajomymi i przy okazji dobrze zjeść. Włączasz telewizor, a
tam w pewnym popularnym programie mowa o tym, że tak w zasadzie to każdy może
otworzyć własną knajpę, nawet jeśli nie ma się o tym biznesie żadnego pojęcia.
Talent znowu to pojęcie względne, wystarczy dużo pracy, chęci i na pewno,
człowieku mądry inaczej, będziesz zarabiał krocie.
Rzeczywistość jednak okazuje się nieco inna. Branża
gastronomiczna nie jest taka fajna i prosta jakby się mogło wydawać, a
prowadzenie restauracji, takiej która ma szansę utrzymać się dłużej na rynku
okazuje się trudniejsze, niż możnaby pomyśleć.
„Gastrobanda” trochę ten rynek gastronomiczny obdziera ze
złudzeń. Nie ruszając się z kanapy
wchodzimy na zaplecza wszystkich dotąd nam znanych lub nieznanych
gastroprzybytków. Poznajemy konszachty między dostawcami a restauracjami, między
pracownikami, którzy niekoniecznie muszą
za sobą przepadać, choć z drugiej strony – przecież grają w jednym
zespole. Już wiemy, jaką drogę przebywa
nasze zamówienie od momentu jego złożenia, aż do momentu gdy talerze lądują
przed nami na stole. Wiemy, jak łatwo zajść kelnerowi za skórę, i jak, często
prawie niechcący, doczekać się jego zemsty.
Tak naprawdę „Gastrobanda” to takie kompendium wiedzy nie
tylko dla tych, którzy w przyszłości chcieliby w gastronomii pracować, ale
nawet i dla nas, tych, którzy lubią czasem wyjść z domu i dobrze sobie pojeść,
niekoniecznie wydając na to niewiadomo ile pieniędzy. Książkę, dzięki językowi jakiego używają
autorzy (jeśli nie lubisz przekleństw, to nie jest pozycja dla ciebie) czyta się bardzo szybko. Zdjęcia zaś, które
tylko sprawiają że można zrobić się głodnym sprawiają, dopełniają tylko efektu
dobrze zrobionej i napisanej przez osoby wiedzące, z czym to się je, książki. Polecam z całego serca ;)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz