Mój zapłon i chęci do życia pisania oscylują gdzieś
na poziomie minus milion, stąd moja tygodniowa nieobecność. Ale już jestem i
mam nadzieję pojawiać się tu częściej. Kiedy nie pisałam (a chciałam, tylko nie
mogłam) to przeglądałam internet wzdłuż i w szerz w poszukiwaniu jakiegoś
idealnego darmowego szablonu, jednak znalezienie czegoś oryginalnego
jest trudne. Albo ja wybrzydzam. Pewnie to i to. Poszukiwania zawiesiłam, może
wpadnie mi coś w oko ot tak, przypadkowo.
Ehe.
Niemniej. Przychodzę dzisiaj do Was z dwiema książkami pani
Nele Neuhaus, której to powieści w zasadzie miałam nie czytać, zniesmaczona
wysoce kolejnością ich wydawania w Polsce. Pech czy nie pech, trafiłam na nie w
bibliotece i stwierdziłam że może to jakiś znak i dałam szansę. Pomijając fakt
że oczywiście nie następują po sobie, a w środku pomiędzy „Przyjaciółmi...” a „Śnieżką...” znajdują się „Głębokie rany”. Ale to tylko taki nic nieważny szczególik.
„Śnieżka musi umrzeć” z kolei koncentruje się na, mogłoby się
wydawać – przedawnionym, morderstwie. Z więzienia, po dziesięciu latach
wychodzi bowiem oskarżony wówczas o zamordowanie dwóch dziewcząt, mężczyzna.
Teraz dobiega trzydziestki, i choć jego życie już nigdy nie będzie takie, jakie
chciał kiedyś żeby było, dostaje od losu drugą szansę. Wszystko zaczyna się
jednak od znalezienia na terenie wojskowym ciała. Nikt nie wie, do kogo ono należy,
ale szybko wychodzi na jaw że ma to chyba związek właśnie z tamtym śledztwem.
Które, jak się okazuje, chyba nie było prowadzone tak, jak powinno. Czy ktoś
został skorumpowany? Czy winny, który wyszedł z więzienia naprawdę dokonał tego
czynu, czy rzeczywiście skoro nic nie pamięta to niczego nie zrobił?
Książki, choć dotyczą zupełnie różnych od siebie spraw, tak
naprawdę mają ze sobą wiele wspólnego. W obydwu bowiem tragedie dzieją się w
takich społecznościach, które usiłują albo sprawę rozwiązać samemu, albo
przynajmniej utrudnić pracę policjantom. Nie bez powodu chyba mówi się, że
przeszłości nie trzeba wywlekać bo może narobić więcej szkód, niżby się mogło
zdawać. Policjanci jednak, nieustraszony Oliver który na przełomie tych książek
musi martwić się nie tylko śledztwami ale swoim życiem prywatnym, które się
trochę komplikuje, Pia Kirchoff która też przeżywa uniesienia ale trochę w
innym stylu – robią wszystko co w swojej mocy by w jednej i drugiej sprawie
znaleźć winnych.
Jestem mile zaskoczona obiema powieściami, i cieszę się, że
odrzuciłam tą głupią myśl rewanżowania się na pani Neuhaus za to, że tak a nie
inaczej wydają jej książki w Polsce. Nie potrafię powiedzieć, która z nich
podobała mi się bardziej, albo które zakończenie, rozwiązanie sprawy zaskoczyło
mnie mocniej. Prawda jest bowiem taka, że obie książki, a w zasadzie treść, trzymają
poziom. Śledztwa były trudne, podejrzenia oczywiste a winni – nieoczekiwani.
Dlatego jeśli jeszcze wahacie się, czy po książki autorstwa
pani Nele Neuhaus sięgać, mówię Wam, że warto. Serio!
*Jedno zdjęcie pożyczone stąd bo zapomniałam go zrobić nim oddałam książkę do biblioteki.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz