Mam mieszane odczucia odnośnie
tej książki, przez co prawdopodobnie nie mogę ubrać żadnej myśli w słowa.
Nie lubię, bardzo nie lubię, gdy
za pisanie książki biorą się osoby, które są znane. Może to być aktor,
piosenkarz, czy właśnie scenarzysta, który – dzięki swojemu nazwisku jest w
stanie wydać największy… chłam, powiedzmy, a ktoś, kto ma ten talent, ma
predyspozycje, ale nie ma nazwiska (/pieniędzy) może sobie tylko o wydaniu
książki pomarzyć (a i to niekoniecznie). Niemniej nie chciałam się jakoś
negatywnie nastawiać, więc zaczęłam czytać.
Głównym bohaterem jest
czterdziestoletni neurochirurg, Jakub Solański. Mężczyzna dopiero co się
rozwiódł, jednak z racji na syna utrzymuje z byłą żoną kontakt. Na okładce
pisze, iż bohater przeżywa drugą młodość,
ja – choć do oceniania czy osądzania naprawdę mi daleko – powiedziałabym,
że bohater cierpi, cóż, na kryzys wieku średniego. Wiecie, kim to ja nie
jestem, czego ja nie mogę. Um, paru rzeczy wypadałoby nie robić, jeśli ma się
jedenastoletniego syna, który – dorastając – poszukuje jakiś autorytetów.
Niestety Mateusz, bo tak się ten syn nazywa, ma ojca, któremu daleko do
stawiania go jako przykład.
Czemu? Bo Jakub Solański oprócz
tego, że jest trochę samolubny, to też lubi seks. I tak jakby trochę nie zważa
na to, z kim go uprawia i na to, że to, co on robi z własnym życiem, wpływać
może na życie jego syna. Otóż, pan Solański spotyka się, zalicza, matki
kolegów Mateuszka. A dzieci, jak to dzieci – jeszcze w czasie dorastania –
słuch mają dobry, głupie już nie są i nie wszystko im się da wmówić. Dochodzi
więc do wielu nieprzyjemnych sytuacji tylko z powodu, że „Kazik powiedział,
że…” ale ojciec nadal nie widzi winy w sobie. Albo przynajmniej nie przyjmuje tego
do wiadomości.
Mateusz więc nie ma wzorców,
którymi mógłby się kierować w życiu. Nie bez przyczyny mówi się, że jaki ojciec taki syn. Próbując się
doszukać tego, o czym tak naprawdę jest ta książka, bo przecież o wielu
rzeczach jest, ale o niczym sensownym, doszłam do wniosku, że nie jestem w
stanie tego określić.
Tytuł „Chłopcy” skłania mnie ku
temu, że mówi o płci męskiej. Jeśli tak, to wyszło dość prostacko, bo Jakub i
jego przyjaciel Paweł szczycą się tym, że są po rozwodzie i mogą robić TO na
prawo i lewo. Nie muszę mówić, co w wypadku, jeśli synowie obydwóch słyszą to i
wydaje im się, że tatusiowie mają rację.
Nie mogę powiedzieć, że książka
jest zła – kłamałabym. Nie jest też dobra, ani tym bardziej nie jest
arcydziełem. Trafi się tam co mądrzejsze zdanie, jednak… Dupy nie urywa. I
jeśli ktoś wpadnie, o czym ona tak naprawdę jest, to podzielcie się tym
spostrzeżeniem ;)
P.S: Zupełnie nie może do mnie dojść, że już październik. Gdzie ten czas tak sobie o, minął, przeleciał?






