Dlaczego człowiek, a przynajmniej
ja, nie uczy się na błędach? Dlaczego znów popełniłam tą głupotę – zaufałam
dobrej reklamie, a okazało się, że
wyszło tak samo jak w przypadku „Dziewczyny z pociągu”, czyli nijako. O
„Wersjach nas samych” huczało wszędzie. Piękna, niebieska okładka, niesłychana
historia, pomysł jak żaden inny itp., itd. No to pomyślałam, hej, czemu nie!, przecież nie będzie tak
źle. Ehe.
Inaczej. Książka nie jest zła.
Opowiadana historia w pewnych momentach łapie za serce. To niedopowiedzenie,
które towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony sprawia, że mogę
pobudzić swoją wyobraźnię. Historia skupiająca się na tym, jak tak naprawdę
naszym życiem kierują przypadki jest chwytliwa, rzeczywiście to coś nowego.
Przyznać muszę jednak, w tym
momencie, że ja się w tym całkowicie pogubiłam. Myliły mi się imiona bohaterów,
przejścia pomiędzy perspektywami sprawiały, że w zasadzie nie wiedziałam, o
czym w końcu czytam, historie zaczęły mi się zlewać w jedno, a ja koniec końców
przesuwałam strony na czytniku byle do końca.
Nie rozumiem fenomenu „Wersji nas
samych”, jednocześnie nie twierdzę, że jest to zła książka. U mnie się nie spisała,
do tego stopnia że czytałam ją trochę z przymusu, z nadzieją, że zaraz będzie
ten efekt „wow” i wcale nie będę żałowała wydanych pieniędzy czy czasu nad nią
spędzonego. Tego i tego żałuję po stokroć.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz