Ojesu, co to była za książka. Męczyłam ją prawie od Bożego Narodzenia,
i choć wiem, że „męczyłam” nieładnie tu brzmi, właśnie tak było. Bo
niezaprzeczalnie książka jest genialna, o czym za chwilę, ale z drugiej – jej
objętość, fakt, że do torby jej nie włożę, ze sobą nigdzie nie wezmę i będę jedynie
wieczorami podczytywać sprawiła, że trochę radość z jej czytania mi umknęła.
Niemniej…
Ćwiartka raz to bardzo dobre
kompendium wiedzy popkulturalnej. Począwszy od 1989 roku pani Karolina
przeprowadza nas przez dwudziestopięciolecie, opowiadając o serialach, które
wówczas brylowały na ekranach, skandalach które wywołują teraz po X latach
jedynie śmiech, o aktorach którzy w latach 90. zaczynali swoje kariery, o
tandetnych strojach, gustach, wydarzeniach, trendach i wszystkim tym, co
Polaków w nowej Polsce pochłaniało i
zachwycało.
Nie potrafię napisać o tej
książce niczego obiektywnego, bo bardzo mi się podobała. Pewnie dlatego, że
wszystko co związane z serialami, filmami i ogólnie popkulturą jest mi bardzo
bliskie, więc czułam się jak ryba w wodzie. Ponadto jestem osobą urodzoną w
połowie lat 90, wobec czego przez większą część książki miałam wypieki na
twarzach i pochłaniałam tekst z zaciekawieniem. Przy okazji zrobiłam sobie
listę filmów, które powinnam obejrzeć, a które to filmy chcąc nie chcąc wpisują
się w kanon, i wypadałoby je obejrzeć.
Jedyną rzeczą, która mi się nie
spodobała, to wymuszone przez panią Karolinę podkreślenia w tekście, które niby
mówiły „o, to jest ważne, zwróć na to uwagę” i to może byłoby spoko, ale
wolałabym móc sama zadecydować, który akurat fragment jest dla mnie ważny,
sensowny i na który chciałabym zwrócić większą uwagę. Poza tym – białe literki
na pomarańczowym tle… serio? Bardziej oczojebnie się nie dało?
Tak czy siak z lektury jestem
zadowolona, i choć trochę ją czytałam, to wcale nie zmienia mojej opinii na jej
temat. Choć nie wszyscy mogą panią Karolinę lubić, wydaje mi się, że Ćwiartka raz jest warta Waszej uwagi.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz