Uwielbiam smutne powieści… To oczywiście żart, ale też
jedyne, co ciśnie mi się na usta, kiedy myślę o dopiero co przeczytanej
książce. Koniec samotności przeczytałam
trochę z opóźnieniem, bo okazało się, że awizo czekało na mnie tydzień, zanim w
ogóle ktoś pomyślał, żeby zajrzeć do skrzynki. Nic to jednak, bo gdy tylko się
do niej dorwałam, przeczytałam ją w dwa dni. No, może góra trzy. Szybko się ją
pochłaniało, dlatego też trochę musiałam pilnować, by nie zjeść jej w jeden wieczór.
Odniosłam takie wrażenie, w trakcie czytania, i biorąc pod
uwagę wszystko to, co przeszli bohaterowie, a w zasadzie: rodzeństwo, że w
pewnym momencie dla mnie samej ta czara smutku, ten jego napływ, to wszystko
wydało się za dużo. Bo to rodzeństwo w wieku dziecięcym straciło rodziców, i
to, jak te ich losy się potoczyły później, to wszystko było takie do bólu
realne, prawdziwe i no – smutne.
Przyznam, że często myślałam o tym, czytając książki czy oglądając
seriale. Widząc zgrane rodzeństwo, co będzie z nimi za X lat? Tutaj, w Końcu samotności było idealnie ukazane
to, jak każde z nich było inne, jak bardzo się od siebie różniło, i jak ta
niesamowita tragedia rzuciła się cieniem na ich przyszłość.
- Powtórzę ci to raz jeszcze, ale niechętnie: nie można przywrócić przeszłości ani jej zmienić - usłyszałem od brata przez telefon.
- Nieprawda, można - powiedziałem.
Traumy, problemy większe czy mniejsze, rozłąki,
nieporozumienia… to wszystko jest tu opisane. Bohaterom się kibicuje, chce się
dla nich jak najlepiej, a jednocześnie myśli – gdzieś w kącie głowy, że ile się
jeszcze złego może wydarzyć? Że może to już wystarczy, co? Że ten los jest jaki
jest, to wszyscy wiedzą; z naszych planów sobie stroi żarty, przerabia, dorabia
własne ideologie. Ale jakiś umiar to powinien być. Bo człowiek dużo zniesie,
ale jakaś granica… No nie wiem.
Smutno, smutno i smutno. Ale też trochę radośnie, bo w tych
tragediach, nieszczęśliwych splotach losu kryło się coś, co pokrzepiało, nowe
rodziny, plany, marzenia, to jakoś wszystko idealnie się ze sobą zgrywało. Bo
zostało tu pokazane, że życie idealne nie istnieje; że wszyscy mają jakieś
zakamarki, do których nie zaglądają, które są mroczne. Że dbają o siebie
bardziej o innych, a przede wszystkim że wierzą, że kiedyś będzie dobrze. Bo
będzie. I wtedy trzeba czerpać jak najwięcej. Ot co.
Choć dużo dobrego o tej książce czytałam, nie spodziewałam
się nie wiadomo czego. A miło się rozczarowałam, dlatego chyba mogę polecić.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza
ps. sesja to jednak wredota jest, czy ja mogę poprosić
aby był już 23 czerwca??




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz