Książka, o której wszyscy mówili.
Powtarzali, jaka to jest cudowna, wspaniała i odkrywcza, a w ogóle tak łudząco
podobna do Millennium! Dałam się kupić takiemu opisowi; nie byłam w stanie
odmówić wydawnictwu, jak to ominąć taki hit???
Przyszła do mnie jednak w gorącym
momencie – tuż przed obroną, w trakcie sesji, wobec czego jej czytanie
odkładałam na później. Gdy w końcu się za nią wzięłam (starając się
jednocześnie przed lekturą nie czytać żadnych, żadnych, recenzji) jedyne, co poczułam, to… rozczarowanie.
Dobrnęłam do około dwusetnej
strony. Starałam się rozbudzić w sobie zainteresowanie kolejnymi wydarzeniami.
Przerzucałam stronę za stroną mając nadzieję, że no dobra, w końcu może kiedyś
coś zacznie się dziać. Nie zaczęło. Nie lubię czytać na siłę, więc odłożyłam Sześć cztery na bok. Myślałam, że zanim
coś o niej napiszę, dam jej drugą szansę.
Sześć cztery, książka w której historia osadzona jest w odmiennych
od naszej kultury realiach, gdzie media domagają się ujawnienia nazwisk ofiar
przestępstwa, a policja przed podjęciem każdego kolejnego kroku musi
zastanawiać się, czy nie zaszkodzi tym innym. Sam tytuł z kolei, to nawiązanie
do jednej sprawy sprzed wielu lat, która mimo że minęło od niej kilka lat nadal
stanowi tło dziejących się aktualnie na kartach powieści wydarzeń.
Miało być wow i woah, wielki bestseller ostatnich lat, kryminał jakiego dawno
nikt nie widział (ehę), a tak naprawdę po dobrnięciu do tej dwusetnej strony
czułam się tak zmęczona tym, co przeczytałam, że odłożyłam książkę na wieczne
niedokończenie. Nie neguję oczywiście tego, że jest ona dobra, może
rzeczywiście jest, może komuś się podoba (mam nadzieję, chociaż gdyby więcej
antyfanów się znalazło to poczułabym się o niebo lepiej), tyle, że mi nie i
jestem tym totalnie zawiedziona.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz