Lubimy być lepsi
niż inni. Chcemy być lepsi niż inni.
Nic bardziej nie podjudza nas do działania, niż ta chęć
bycia lepszym od kogoś, kogo znamy.
Od naszego wroga to już w ogóle chcielibyśmy być lepsi, ot
żeby mu pokazać, o ty cholero, lepiej sobie w życiu radzę.
No ale to jest życie. Jakieś prawdziwe problemy, z którymi zmagamy się każdego dnia.
Po to człowiek zakłada bloga; żeby się wygadać na tematy, o
których nie ma z kim porozmawiać w domu. Może o przeczytanych książkach (bo ile
tez ktoś może cię słuchać?), a może o tym, że kolejny facet okazał się w
zasadzie o kant tyłka rozbić i już nigdy więcej, przenigdy wręcz z nikim się
nie zwiążesz. Twój blog, twój wybór, śmiało, tu możesz się wyżyć, poczuć się
lepiej. W końcu.
No to okej. Wolno ci. Wolność tomku w swoim domku. Czy jakoś
tak.
Ale jak sobie wchodzę, na początku każdego miesiąca, na
jakiegoś bloga, i tam ktoś pisze, w podsumowaniu, a w zasadzie prawie płacze,
że w tym miesiącu przeczytał „tylko” 15 książek to ja mam ochotę tej osobie
przybić piątkę. W czoło. Krzesłem.
Trafia mnie wprost szlag jak widzę, że ktoś sobie robi z
czytania zawody. Jakby to, ile
przeczytamy książek w miesiącu świadczyło o naszej genialności. No niestety to
tak nie działa, choć nie ukrywam, takie rozwiązanie by mi się podobało.
W komentarzach jest jeszcze lepiej, bo przecież życzę pomyślniejszego miesiąca. Bo,
rzecz jasna, to, że zamiast 15 książek przeczytałeś tylko 3 sprawia, że jesteś człowiekiem gorszego sortu (he-he). Nie
dość, że w pracy sobie nie radzisz, w życiu jest beznadziejnie, to jeszcze się
okazuje na domiar złego, że czytasz za mało książek i w ogóle czy tak
można??????
Troszkę się pośmiałam. Kto mi zabroni, u siebie jestem, co
nie.
To teraz trochę powiem tak. Serio chcemy być lepsi od
innych. To nie to, że powtarzamy sobie to w głowie jak mantrę. Jak widzimy
sąsiada, któremu się udaje to wcale nie mamy mu ochoty pogratulować, a jedynie
podłożyć nogę, żeby przywitał się z ziemią. Niech sobie nie myśli, że zawsze mu
będzie wychodzić, że jest królem życia, że ukłony i pokłony. Życie jest
beznadziejne. Niesprawiedliwe. I na dodatek jeszcze ktoś ma czelność mieć lepiej??
Nie sugeruję, że czytanie wielu książek w miesiącu jest złe.
Jeśli ci się chce, jeśli masz czas, jeśli w ogóle pamiętasz o czym czytasz, bo
domyślam się że przy takiej ilości to trochę trudne (trochę) to ja ci szczerze gratuluję. Mam nadzieję, że ta
trzycyfrowa czasem cyfra na liście książek przeczytanych poprawia ci humor. Że
dostajesz na jej widok palpitacji serca. Ale na litość boską, jak już
przeczytasz te kilka mniej bo – uwaga! – masz życie, seriale, filmy, ludzi wokół i czas na sen, to nie rób z tego
wielkiej tragedii. Guzik kogokolwiek obchodzi, ile przeczytałeś.
Czytam. Dużo. Może nie tak dużo jak TY. Kilka książek w
miesiącu. Czasem pięć. A czasem dwie, bo mi się nie chce, bo nie mam ochoty, bo
wkręciłam się w serial lub po prostu nie mam czasu. Trudno. Przeczytam za
miesiąc. Za dwa. Albo wtedy, kiedy mi się zachce. I wtedy też napiszę o tym na
swoim blogu. Bez przymusu i wylewania
łez. Bo jeśli czytasz tylko po to, by mieć te liczby, te okładki i książki w
rękach to ja sobie myślę……
… co ja tutaj robię??
Post nie ma na celu
obrażania kogokolwiek. Wyrażam ot swoją opinię co do tego, jak głupie sa
podsumowania i płacz i zgrzytanie zębów. Większość Polaków nie czyta, więc to,
że czytasz to już i tak dobrze o tobie świadczy. Nie musisz robić tego pod
publikę. Ups.
*zdałam ostatni egzamin, WAKACJE*





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz