Jeju, jeju, dlaczego ja jeszcze nie pisałam o Młodym
Papieżu, choć oglądałam go jeszcze pod koniec ubiegłego roku??? Pędzę
szybko z kilkoma słowami na temat tego
serialu, bo powiadam Wam, on jest wart każdej minuty spędzonej przed ekranem
komputera czy telewizora.
Oto dzieje się to, czego wszyscy obawiają się najbardziej:
papieżem zostaje pierwszy Amerykanin, Lenny Belardo, który przyjmuje imię Piusa
XIII. Papież od początku stanowi chodząca kontrowersję: począwszy od tego, że
mówi się iż to, że nim został powinien zawdzięczać dobrej strategii medialnej,
poprzez to, że pali papierosy, do śniadania popija colę zero (tylko w puszce),
nie lubi swoich podwładnych (nawet im się nie pokazuje) a na domiar złego
wydaje mu się, że chyba nie wierzy w Boga. Poza tym jest sarkastyczny, zbyt
pewny siebie, trochę pedantyczny, jednocześnie zakorzeniony gdzieś w tradycjach
i pokazujący zewsząd tą nowość. Jest też
(albo – przede wszystkim) przebiegły, melancholijny i bezwzględny.
Zazwyczaj stronię od takiej tematyki czy filmów, czy
seriali, ale bądźmy szczerzy: Jude Law w roli Papieża był dobrym motywatorem,
by zacząć to oglądać. Poza tym, reżyserem jest tu Sorrentino, a to też niesie
ze sobą jakiś pewnik tego, że nie będziemy zawiedzeni. A, oczywiste, że nie
jesteśmy, bo „dobrze” zaczyna się dziać już od momentu pojawienia się na
ekranie czołówki. Nietuzinkowa, trochę może kontrowersyjna (zresztą – jak cały
serial), a koniec końców niesie za sobą dobre pierwsze wrażenie. Które –
przysięgam – trzyma się nas od pierwszej minuty odcinka do ostatniej tego
ostatniego.
Choć denerwuje mnie powoli to określenie, w „Młodym papieżu”
wszystko naprawdę ze sobą współgra. Idealne ujęcia, scenografia, kadry. Muzyka,
która dodaje każdej scenie tego „czegoś”. No przyznaję, że nie byłam w stanie
oderwać od ekranu komputera wzroku nawet, jeśli wszystko to, co mówili
bohaterowie w miarę rozumiałam i nie musiałam spoglądać na napisy. W końcu sama
historia, która nie należy do „zwyczajnych” – ile razy w końcu mieliśmy do
czynienia z postacią papieża (nie tego, granego przez Piotra Adamczyka)?
Kontrowersyjny temat, za który wziął się Sorrentino, zapewne nie należał do
najłatwiejszych. Tak samo jak obnażanie Watykanu i wszystkich tajemnic, które
czają się w zakamarkach. Postać papieża, nawet jeśli jest on może aż za bardzo
nietuzinkowy, pokazuje, że w zasadzie jest on zwykłym człowiekiem – z
problemami, lękami i nawet zanikami wiary.
Biorę to wszystko w ciemno – pomyślałabym, gdybym jeszcze
„Młodego papieża” nie oglądała. W tym
miejscu pragnę wyrazić swój smutek i żal spowodowany tym, że nie będzie
drugiego sezonu, na który tak bardzo liczyłam. Wciąż jednak jest to bardzo
dobry, trochę inny niż wszystkie, serial, który powiadam Wam, warto obejrzeć,
choćby dla zaspokojenia ciekawości, jeśli nie z własnej nieprzymuszonej woli.
Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, drogie panie, Jude Law i jego uśmiech do
tego obligują ;)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz