Nie wiem, czy takie posty są jeszcze „w modzie”, ale przy
okazji zakupów papierniczych w Biedronce pomyślałam, że mogę tu pokazać, co
sobie kupiłam chociaż wiem, że bez połowy tych rzeczy bym się obyła :D Dobry
marketing robi jednak swoje i te piękne pudełeczka, opakowania, kwiatuszki,
pastele, no to wszystko wprost się prosiło by wrzucić to do koszyka, co nie.
Oczywiście niczego nie żałuję, nie przepraszam a ze swoich
zakupów bardzo się cieszę i niebawem je pewnie powtórzę ;)
Przyznam szczerze: nie umiem w kalendarze. To jest
oczywiście wiem, że dzięki niemu moje życie w końcu miałoby sens, ale to zawsze
kończyło się tak, nawet jak wykosztowałam się na Moleskine, że gdzieś w lutym
kończył mi się zapał i już mi się go nie chciało prowadzić. No ale jednak
wiecie, okładka, liście, ulubiony motyw tegorocznego lata, nie mogłam i nie
byłam go sobie w stanie odmówić. Wielki kołonotatnik (tak to się chyba
nazywa??)) kupiłam z prostej przyczyny. Pasował mi do kalendarza, choć co do
jego użyteczności obstawiam większe szanse. Chociaż będzie on do użytku
domowego, bo gabarytowo jest za duży i nie zmieści się zapewne do mojej
torebki. Kolejny zeszyt w sumie również nie wiem, do czego mi się przyda, ale
wyznaję taką zasadę że notesów/zeszytów nigdy dość.
Spinacze, klipsy biurowe, urocze długopisy czy karteczki,
których nie umiem używać – ja naprawdę w tym miejscu chciałam zaznaczyć, że to wszystko wina dobrych marketingowców,
którzy wiedzą, jak skutecznie opakować produkt by ten się sprzedał. Ostatnio
klipsy kupiłam sobie w Tigerze, i już wszystkie wykorzystałam, a te są urocze.
Podobnie jak długopisy żelowe z czarnym
tuszem, co niesamowicie mnie uradowało, bo już od dawna nie piszę na
niebiesko. Trochę ciężko się je otwiera, trochę ślizgają się w ręce no ale hej,
są ładne, więc jak coś będą się jedynie dobrze prezentowały na biurku ;)
Co do naklejek to ja chciałam uprzejmie zauważyć że
uwielbiam flamingi, nic co flamingowe nie jest mi obce, stąd musiałam je mieć.
Nie wiem po co, nie wiem gdzie przykleję (i czy w ogóle – pewnie będzie mi żal)
ale co tam. Są? Są. (Swoją drogą, od
jakiegoś czasu chciałam obkleić swojego laptopa. Najpierw jednak wiedziałam, że
mój stary komputer nie domaga i pewnie kupię sobie nowego. Później był „nowy” i
było mi żal go obklejać niepotrzebnie.
Aż w końcu to zrobiłam. I teraz wszyscy w domu twierdzą, że jestem dzieckiem.
Zupełnie tego nie rozumiem. Kotek z rogiem jednorożca z podpisem „I am a unicat”
wcale ale to wcale nie sugeruje, że jestem nienormalna).
Ogólnie rzecz biorąc to ja jestem straszną papierową gadżeciarą. Gdyby mnie
wpuścić do jakiegokolwiek sklepu papierniczego i powiedzieć, że mogę kupić CO
CHCĘ, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wykupiłabym połowę sklepu. Albo
całość, to też by tak mogło być. W zasadzie wszyscy znajomi wiedzą, że mnie się
do takich sklepów nie bierze, ale czasem jak mnie nie posłuchają i niby idę
tylko „do towarzystwa” to kończy się tak, że to ja kupuję więcej pierdółek niż
ten ktoś, co nie. Osobiście wierzę, że kiedyś naprawdę przydadzą mi się te
wszystkie notesiki i inne rzeczy, które mam pochowane po szafkach.
Kończąc, niezmiernie się cieszę, że pomimo nazwy postu – „back
to school haul” ja do tej szkoły nie wracam. Nie owijajmy w bawełnę, matura to
bzdura, szkoła jest głupia, a na studiach… cóż, nie jest lepiej. Ale
przynajmniej jest więcej nieobecności :D, a uczyć się trzeba – ale głównie przed
sesją.
Ahoj!
A Wy coś w biedronce złowiliście, czy tylko ja jestem takim freakiem papierniczym? :D Przy okazji przypomniałam sobie, że muszę sobie w końcu kupić te pastelowe zakreślacze ze Stabilo bo z nimi nauka na pewno będzie szła mi lepiej XD






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz