Po lekturze „Ruchomych piasków”, a w zasadzie nawet już w
jej trakcie myśli automatycznie kierowały się w stronę Breivika, który dokonał
sześć lat temu istnej masakry na wyspie Utoya. Dlaczego? Bo Ruchome piaski opowiadają historie
osiemanastoletniej Mai, która rzekomo dokonała masakry w szkole, w której się
uczyła. Napisałam rzekomo, bo w
zasadzie na tym opiera się fabuła książki – na odgadnięciu, czy nasza
bohaterka, swoją drogą narratorka książki – dokonała zarzucanego jej czynu, czy
jednak wydarzyło się coś, co mogłoby tą odpowiedzialność z jej barków zdjąć.
Ojejujeju, chce mi się powiedzieć na samą myśl tego, co
przeczytałam. Dawno bowiem nie spotkałam tak ciekawej na swój własny sposób
książki, w trakcie czytania której nie tylko jesteśmy świadkami głośnego
procesu, w końcu oskarżona ma osiemnaście lat, była dobrą uczennicą i w
zasadzie nic w jej zachowaniu nie mogło prowadzić do tego, co się stało, z drugiej poznajemy całą historię tego, jak
do tej – tu nie ma co mówić – tragedii doszło. I co kierowało bohaterką,
dlaczego została oskarżona i czy rzeczywiście to zrobiła. Trochę mieszanka wedlowska, miałam wrażenie i
balam się, żeby autorka nie przedobrzyła. Żeby człowiek się nie pogubił, nie
stracił chęci do czytania. Na szczęście tak się nie stało.
Dlaczego w pierwszym zdaniu nawiązałam do Breivika? Bo obie
sprawy się ze sobą łączą nawet, jeśli ta druga jest wymyślona na potrzeby
książki. Osoby (miałam tu napisać że „bohaterowie” no ale nie), które dokonują
takich rzeczy zazwyczaj noszą w sobie jakąś niezgodę na otaczającą ich
rzeczywistość. Nie mogą poradzić sobie z nazwaniem swoich uczuć, nie potrafią
poradzić z innymi ludźmi, a w końcu sami
z sobą. Jednak winy za takie tragedie nie ponoszą oni sami – przynajmniej w
moim mniemaniu. Winę ponosi całe otoczenie danej osoby, które do tego
dopuściło. Które nie widziało sygnałów, które nie pomyślało by wyciągnąć rękę
by pomóc.
Maia, glówna bohaterka Ruchomych
piasków zostaje oskarżona o zabicie kilku osób. Ale nikt nie wie, czy się
tego dopuściła. Dzięki narracji pierwszoosobowej mamy możliwość zajrzenia do jej głowy. Do
zobaczenia/przeczytania, co ona o tym wszystkim myśli. Jak to wygląda z
perspektywy osoby oskarżonej a nie tej, która oskarża i która musi trzymać
tylko jedną stronę. Jej życie nie było takie złe. Siostra, nawet wyrozumiali
rodzice. Może to wina nieodpowiedniego towarzystwa, może tego że nie była
Sebastianowi, pomóc. Sebastian? Jej miłość, prowodyr tego wszystkiego. To on
zaczął strzelać, podobno ona mu pomagała. Nikt nie wie, jak było naprawdę.
Tylko ja znam prawdę. Wiem, że wszystko zaczęło się od Sebastiana i że wszystko się na nim skończyło.
Nie chciałabym nazywać „Ruchomych piasków” książką
psychologiczną, choć po części tak ją właśnie odbieram. Nie przyglądamy się
tylko procesowi, swoją drogą trochę dziwnemu, może przez to że tak mało o nim wiemy,
ale temu, jak doszło do tych wydarzeń. Co było przyczyną. Patrzymy z dwóch
stron – z jednej strony myślimy że ona mogła to zrobić, ale z drugiej widzimy,
co ona o tym sądzi. Co myśli. Jest takim trochę zwierzaczkiem w skrzynce –
wszyscy ją obserwują, gdy jest w areszcie raczej z nią nikt nie rozmawia, mówią
o niej w trzeciej osobie.
Jeju, serio mi się podobało. Bardzo fajne, utrzymane w
trochę smutnej tematyce, z rozwiązaniem takim, jakie było – ha! tego wam nie
zdradzę – cały czas trzyma w napięciu. Przekrój umysłu postaci, nie tylko tej
jednej, powody, przesłanki, no mówię, nie będziecie się nudzić. Bardzo dobra,
polecam. Nie tylko dlatego, że Skandynawia, choć to dla mnie wiadomo, wielki
plus ;)
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz