Vivian Miller to kochająca matka czwórki dzieci, szczęśliwa
żona idealnego ojca i męża, a w końcu analityczka CIA, zajmująca się
rozpracowywaniem rosyjskich szpiegów w Stanach Zjednoczonych. Kiedy ją
poznajemy, okazuje się, że los trochę sobie zadrwił i na tym komputerze, co go
przeszukiwała, znalazła coś czego nie była powinna zobaczyć. Jedna informacja
sprawia, że ziemia się pod nią ugina, plecy zalewa pot, a w głowie bębni tylko
„co robić?”.
Opis na okładce, tak samo jak polecenia innych poczytnych i
znanych autorów obiecują, że to „thriller, który zachwyca”, że „chwyta za
gardło” i że „z przyjemnością przeczytają to wszyscy, którzy lubują się w
powieściach szpiegowskich”. Tak sobie przez moment pomyślałam, czy my
czytaliśmy tą samą książkę? 😉
Jednocześnie chciałam w tym momencie zapewnić, że to nie
tak, że „Muszę to wiedzieć” mi się nie podobało. Była to bardzo fajna książka
przy której spędziłam mile czas (w końcu przeczytałam ją w jeden dzień), tyle,
że na pewno nie nazwałabym jej thrillerem, a to z kilku powodów. Po jej
lekturze dochodzę do wniosku, że ten cały wielce opiewany thriller i cała ta
zagwozdka z CIA, tym, że ona tam pracuje, że odkryła takie a nie inne
informacje to jedynie jakby tło do tego, co działo się naprawdę. Rozterki
kobiety, która jakby nie było straciła wszystko to w co wierzyła i dotąd temu
ufała, problemy rodzinne wynikające z takiej a nie innej decyzji – to był temat
wiodący w książce prym. Ten cały
thriller, suspens to było jedynie tło które pozwalało nam zajrzeć do głowy bohaterki
i zobaczyć jak reaguje organizm człowieka kiedy dochodzi do takich a nie do
innych wydarzeń.
Cały ten suspens z kolei wydaje mi się nieco zaniedbany – to
znaczy serio spodziewałam się jakiejś super szpiegowskiej historii, gdzie
będzie można zobaczyć jak pracuje i funkcjonuje CIA i jego pracownicy, a tu w
zasadzie cała ta afera (bo chyba tak mogę powiedzieć), te wszystkie problemy
bohaterów wynikające z tego, że oni sobie czegoś nie mówili, że śledztwo było
prowadzone tak a nie inaczej – większość tego wszystkiego zawierała się w
rozmowach między różnymi bohaterami, między Vivian a jej mężem, Mattem, między
pracownikami i tak naprawdę tej „pracy” tego zaangażowania jakoś nie
widzieliśmy, przynajmniej odniosłam takie wrażenie.
Brakowało mi również efektu WOW pod koniec. W sensie, ja się
naoglądałam dużo kryminalnych seriali amerykańskich, dużo takich, w których
bohaterowie mieli do czynienia z FBI i CIA i spodziewałam się naprawdę jakiejś
spektakularnej akcji, konsekwencji, a wszystko to jakoś tak zostało nie wiem,
potraktowane jako wypadek przy pracy. I choć kara została poniesiona, jakby
trochę inna od tej która można byłoby sobie wyobrazić, to wciąż w głowie snuje
mi się myśl, że można to było jakos inaczej ugryźć, to znaczy spróbować
bardziej zszokować czytelnika, który liczy na WOW, ale ekstra, nie no naprawdę
im dowalili, a nie takiego jakiegoś łagodnego potraktowania spraw.
Trudno mi „Muszisz to wiedzieć” ocenić jednoznacznie bo
jeśli patrzeć by na nią pod kątem psychologicznych rozterek bohaterów to
powiedzmy, że się jeszcze jakoś broni. Dobrze się to czyta, trochę współczuje
bohaterom (chociaż ja miałam bardziej minę pod tytułem jak mogłaś się tak dać
oszukać) i jakoś to się ze sobą trzyma i z siebie wynika, może być. Jeśli
miałabym jednak to wziąć za thriller, tak płomiennie polecany na okładce, to
byłabym nim ogromnie zawiedziona bo ani tu suspensu, zakończenia WOW (trochę przewidywalne) i to jakoś wszystko
rozmywa się na obiecankach i nadziei że oto może powieść szpiegowska jakiej
dawno na rynku nie było. Tyle, że nadal jej nie ma i ja czekam gorliwie, jak
sami autorzy takich książek zaczną oglądać jakieś porządne szpiegowskie seriale
i na nich wspierać swoją wiedzę w angażowanie i zaskakiwanie widza bądź
czytelnika. Bo tego tutaj mi ogromnie brakuje. Mimo że czytając „Musisz to
wiedzieć” dobrze spędziłam czas. Chyba.
Premiera książki 6 czerwca 2018 roku.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz