Telewizja w święta ma to do siebie, że oprócz milionowych powtórek Kevina samego w domu, Kogla mogla, czy ewentualnie tabunu innych komedii romantycznych, które już znamy dosyć dobrze, nie puszcza niczego nowego, co mogłoby nas zainteresować i zatrzymać na kanapie odrobinę dłużej. Na szczęście w odsieczy do tego przychodzą wszystkie strony streamingowe, które – uff – jednak w swojej bibliotece mają coś do zaproponowania. I tak, zupełnie przez przypadek na HBO GO trafiłam na Chronically metropolitan i… przepadłam.
Teraz to tak pomyślałam, odnajdując imię i nazwisko aktora
wcielającego się w postać głównego bohatera, że możliwe iż miłość do tego filmu
zawdzięczam jakby jemu i jego pięknym oczom i głosowi, ale to są te sprawy,
które można zaakceptować, bo przecież popatrzyć czasem nie zaszkodzi, a
przyjemności trzeba sobie znajdować i dostosowywać do własnych potrzeb.
Chronically
metropolitan przytacza historię młodego pisarza, nowelisty, Fentona
Dillanego (w tej roli Shiloh Fernandez), który po chwili nieobecności (spowodowanej
wydaniem debiutanckiej powieści) wraca do Nowego Jorku, i jakby od razu zostaje
wciągnięty w wir wydarzeń – jego rodzina przeżywa kryzys, była narzeczona
układa sobie życie od nowa, a on w tym wszystkim nie ma ani krzty chęci ni weny
do pisania, a przecież terminy gonią.
Gdy tak teraz o nim pomyślę, to w zasadzie nie ma w nim
niczego szokującego, ani sprawiającego że czujemy się wbici w fotel i oglądamy
go z zapartym tchem. Szukając sensownych zdjęć na Filmwebie spotkałam się z
opinią, jakoby było to strasznie nudy i
nieprowadzący do niczego film, i w zasadzie po części mogę się z tym zgodzić.
Jeśli nudę odbiera się jako brak pędzącej na łeb i szyję akcji, wyścigów czy
plot twistów rodem z dreszczowców. Rzeczywiście, tego tu nie spotkamy. Jak dla mnie chodzi tu przede wszystkim o emocje i relacje między członkami rodziny.
O to, jak niektóre wydarzenia wpływają na każdego z nas osobna, i jak każdy z
nas znajduje sposób na odreagowanie.
Felton po prostu się trochę pogubił, wydal powieść, która go
pogrążyła, w tym czasie, kiedy uciekł, kiedy odseparował się od tego
wszystkiego jego rodzina zbierała za niego cięgi, i to też wpłynęło na to jak
wyglądają ich relacje, którym naprawianiu się przyglądamy. Nie jest to z
pewnością najambitniejszy film, jednak na czele wielu komedii romantycznych,
których nie da się oglądać bo są tak bardzo oderwane od rzeczywistości, Chronically… utrzymuje całkiem niezły
poziom. Nie ma cukierkowatości, przepychu ani nawet myśli „też bym tak
chciał/a!”. Miły i przyjemny film, którego można sobie włączyć, kiedy chce się
obejrzeć coś niezobowiązującego. Albo kiedy chce się popatrzeć na ładnego aktora 😉



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz