Jeśli myśleliście, że temat minimalizmu i prostoty już się
wyczerpał, muszę Was trochę rozczarować – jednak nie! Sama byłam zdania, że ile
można mówić o tym samym, skoro w zasadzie wszystkie karty już odkryto 😉 Nie umiem jednak odmówić pięknie
wyglądającej książeczce (tak, książeczce, bo jest malutka i cieniutka, i da się
ją pochłonąć w jeden wieczór) i chociaż nie odkryłam dzięki niej niczego
nowego, pozwoliła mi ona spojrzeć na pewne sprawy… jakoś trochę inaczej 😉
Brooke McAlary w „Prostocie” skupia się głównie na małych
rytuałach, które mają sprawić, że poranki staną się lżejsze, a wieczory
spokojniejsze. Mówi dużo o tym, że jesteśmy oszołomieni technologią, która nas
do siebie podporządkowuje, że w ciągu dnia przyswajamy tyle informacji ile
jeszcze 100 lat temu ludzie przyswajali w ciągu całego swojego życia, i że oto jest najwyższa pora i czas, by z tym
skończyć. By zacząć żyć spokojniej, prościej, po prostu lepiej i zdrowiej. By to osiągnąć, przedstawia łatwe ćwiczenia,
które powoli mają stać się naszymi rytuałami, proponuje od czego zacząć
przechodzenie na dobrą stronę mocy, a w tym wszystkim jakby do niczego nie
namawia ani nie zmusza, a jedynie przedstawia
ścieżkę, którą można podążać, jeśli czuje się, że coś jest jednak w naszym
życiu nie tak.
Jeśli czytamy gdziekolwiek o minimalizmie, jest on raczej
kojarzony z ideą posiadania mniej. „Prostota”
przekonuje nas, że by zacząć mówić o pozbywaniu się rzeczy, warto zacząć od
swojego życia – rytuałów, rytmów, które wprowadzą do naszych żyć trochę
spokoju, zdrowia i lekkości. Dzięki czemu łatwiej będzie nam zdobywać i
porządkować ten zwariowany świat 😉
Za egzemplarz książki dziękuję




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz